wtorek, 1 lutego 2011

Z impetem w nowy rok

Jak w tytule - niemal trzy tygodnie bez posta. Żenada, bracie. Przepraszam wszystkich swoich czytelników (Swoją drogą, pozdrawiam całą trójkę). A teraz przejdźmy do rzeczy, bo w czasie mojej nieobecności sporo się działo.

Wydarzenie ostatnich kilkunastu dni to rewanż za ubiegłoroczne finały. Obrońcy tytułu Los Angeles Lakers gościli u siebie żądnych rewanżu Celtów z Bostonu.

I dostali ostro po tyłkach. Znani ze swojej defensywy Celtics zagrali perfekcyjnie w ataku, trafiając na niesamowitej skuteczności, zarówno za dwa jak i za trzy punkty. Mało tego - zdecydowanie wygrali walkę na tablicach. Paul Pierce grał jak za najlepszych lat, a Ron Artest, który sprawia wrażenie, jakby po zdobyciu tytułu nie miał już nikomu nic do udowodnienia i nie gra z tą samą intensywnością i pasją, co przed rokiem, nie istniał po obu stronach parkietu. Można mieć uwagi do Kobe Bryanta, że za bardzo wyłamywał się z taktyki ofensywnej zespołu, ale prawda jest taka, że Lakers przegrali przede wszystkim przez słabą obronę. Masa błędów, spóźnione rotacje, złe decyzje - to była woda na młyn zmobilizowanych Celtów.

Kluczowy  moment to początek trzeciej kwarty i fatalna obrona przeciwko Pierce'owi, który w kilku akcjach oddawał rzuty praktycznie bez żadnej presji ze strony obrońców. To wtedy siedmiopunktowa przewaga Jeziorowców zniknęła w mgnieniu oka. Gospodarzom wyraźnie brakowało Matta Barnesa. Wprawdzie nie sądzę, żeby odmienił on diametralnie obraz sytuacji, biorąc pod uwagę, że w ubiegłorocznej serii przeciwko Orlando Pierce radził sobie z nim bardzo dobrze, niemniej jednak na pewno nie popełniałby tak fundamentalnych błędów, jak Luke Walton.

Phil Jackson powiedział, że jest zły na swoich zawodników, za wyjątkiem Bryanta. Liderowi Jeziorowców i tak się jednak dostało od dziennikarzy i kibiców. Powód: 29 oddanych rzutów i żadnej asysty. Czy pretensje są słuszne? Częściowo może i tak, choć zdecydowanie za dużo uwagi poświęca się akurat Bryantowi. Nie sugerowałbym się tutaj liczbą asyst, bowiem pierwsze podanie jest nieraz ważniejsze niż to ostatnie. Poza tym, trudno o pokaźny dorobek w tej kategorii statystycznej, kiedy Fisher, Artest i Gasol trafiają w sumie 7 z 29 rzutów. Tak czy inaczej, indywidualna gra Bryanta nie wpływa korzystnie na resztę zespołu, przede wszystkim dlatego, że nie wynika z egzekucji trójkątów. Drużyna nie trzyma się swojej taktyki ofensywnej, zawodnicy nie są zaangażowanie w rozgrywanie akcji, co wpływa negatywnie na ich intensywność po drugiej stronie parkietu. 

Koniec końców, Lakers rzucili 96 punktów i to na niezłej skuteczności (44% z gry, mniej więcej tyle samo w rzutach z dystansu). W normalnych warunkach powinno to pozwolić na pokonanie takiej ekipy, jak Boston. Ale nie kiedy pozwala jej się na trafienie 60% swoich rzutów i dominację na tablicach.

Lakers przegrali kolejny prestiżowy mecz, znów przed własną publicznością i znów wysoko. Jest to niepokojące tym bardziej, że Bryant wygląda najlepiej od ładnych kilkunastu miesięcy, trafiając w styczniu aż 50% swoich rzutów. Mistrzowie NBA po trzech z rzędu występach w finałach, nie muszą, a wręcz nie powinni prezentować szczytowej formy na tym etapie rozgrywek. Jednak fakt, że nie rozegrali jeszcze ani jednego naprawdę dobrego meczu przeciwko rywalowi ze ścisłej czołówki stanowi pewien powód do zmartwień. Generalny menedżer mistrzów NBA, Mitch Kupchak, już zapowiedział możliwość zmian w składzie. W podobnym tonie wypowiedzieli się Jackson i Magic Johnson. 

Nie oczekiwałbym jednak żadnych nerwowych ruchów w najbliższych dniach. Kupchak do tej pory był bardzo dyskretny i nie dopuszczał do żadnych przecieków przed sfinalizowaniem transferu. Jego wypowiedź należy raczej traktować jako wysłanie sygnału drużynie, że kierownictwo klubu dostrzega ich słabą dyspozycję i nie traktuje jej jako zwykłej obniżki formy. Nie znaczy to jednak, że Lakers nie rozglądają się za wzmocnieniem. Trade exception, jakie posiadają, to spory atut, pytanie tylko, czy Jerry Buss jest gotów jeszcze bardziej obciążyć budżet. Jeśli jego podopieczni przegrają kolejne prestiżowe mecze ze Spurs i Celtics w najbliższych dniach, wieloletni właściciel klubu znajdzie się pod sporą presją dokonania ruchu.


Co można powiedzieć na temat rywali? Cóż, Boston nadal wygląda bardzo dobrze, utrzymując pierwsze miejsce w tabeli na wschodzie. Do gry wrócił Kendrick Perkins, chociaż w niedzielnym meczy Celtowie najlepsze wrażenie sprawiali z Glenem Davisem na parkiecie. Tu jednak podstawowe pytanie brzmi, czy weterani, utrzymując takie tempo przez cały sezon, będą mieli dość paliwa w baku, kiedy przyjdzie czas najważniejszych meczów w maju i czerwcu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz